Papież Leon XIV, spotykając się z przedstawicielami Katolickiej Federacji Biblijnej, przypomniał coś, o czym w epoce social mediów najłatwiej zapomnieć: Kościół nie żyje z siebie, tylko z Ewangelii. Jeśli sercem jest Słowo Boże, to reszta – także najpiękniej prowadzone profile, kanały i kampanie – jest tylko krążeniem. Papież nie mówi: „wróćmy do gęsiego pióra”, przeciwnie, wzywa do szukania nowych form biblijnego przekazu, takich, które wbiją się w ten zalany contentem świat, ale go nie skopiują.
Gdy media krzyczą, Pismo Św. szepcze
Bo problemem nie jest tylko to, że Słowo Boże znika pod warstwą filmików i komentarzy. Problemem jest to, że zaczynamy wierzyć, iż te filmiki wystarczą nam do życia. A jednak nawet najbardziej wciągający feed nie jest w stanie zablokować czegoś, co każdy nosi w środku: upartego pragnienia sensu. Pytania o dobro i zło, o to, co wolno, a czego nie wypada, o wartości, których warto się trzymać, wracają jak powiadomienia, których nie da się wyłączyć.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Stary i Nowy Testament powstały przed wiekami, ale właśnie dlatego są tak niewygodnie aktualne. Nie oferują kojącej iluzji, tylko uniwersalne schematy ludzkich historii: zdrady, pojednania, lęku, odwagi, pychy i nawrócenia. W tym „starym tekście” są wszystkie nasze „nowe problemy” – od kryzysu relacji po lęk o jutro. Słowo nie jest poradnikiem typu „5 trików na lepsze życie”, ale mapą, na której nagle widzisz, że twoja ścieżka nie jest wcale taka wyjątkowa, jak myślałeś, ale nie jest też przez to wcale nieciekawa albo „gorsza”.
Łatwiej nam dziś umówić się do psychologa, wpisać w wyszukiwarkę „jak poradzić sobie z lękiem”, zapytać Chat GPT albo… kliknąć w horoskop, niż sięgnąć do Pisma Świętego. Nie dlatego, że psycholog jest zły, tylko dlatego, że Biblia wydaje się „za gruba”, „za trudna”, „nie dla mnie”. Tymczasem właśnie w niej odnajdują się wszyscy: młodzi i starzy, kobiety i mężczyźni, bogaci i ubodzy. Historie biblijne są jak lustro: im dłużej się w nie patrzysz, tym bardziej widzisz swoje własne rysy.
Światło
Leon XIV przypomina, że wszystkim wierzącym trzeba zapewnić łatwy dostęp do Pisma. Ale dostęp to nie tylko darmowa aplikacja z Biblią, to także odwaga, by powiedzieć głośno: to nie jest zamknięta księga leżąca na półce przeszłości. To jest tekst, który każdego dnia dopisuje się w naszym życiu. Każdy wybór, każde „tak” i „nie”, każda zdrada i każdy powrót – to nowe linijki, które dopisujemy na marginesach.
Media społecznościowe żyją z tego, co „aktualne”, jutro już mało kogo obchodzi wczorajszy viral. Te tradycyjne, cokolwiek by o sobie mówiły, działają podobnie, skupiają się na „bieżączce”, o której za tydzień nikt nie pamięta. Słowo Boże ma inny rytm – nie znika po 24 godzinach jak stories i nie potrzebuje algorytmu, żeby odnaleźć drogę do serca. Pytanie nie brzmi więc, czy słowo przegra z mediami, ale czy pozwolimy, by zszedł kurz z Księgi, która leży metr od telefonu. Bo ostatecznie to nie „deszcz treści” pisze historię naszego życia, tylko to jedno Słowo, które wciąż czeka, aż je wreszcie przeczytamy naprawdę.
„Nikt nie zapala lampy i nie przykrywa jej garncem ani nie stawia pod łóżkiem; lecz stawia na świeczniku, aby widzieli światło ci, którzy wchodzą. Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie miało być ujawnione, ani nic tajemnego, co by nie było poznane i na jaw nie wyszło.” Tylko czy my tego chcemy? Czy jesteśmy na to gotowi?
